gornik
     
Newsy

<-- Cofnij

Adamek: Nie przeszkadza mi rola asystenta/ 2013-08-03 15:49:41 / Dominik /

Specjalnie dla www.gornik.walbrzych.pl przeprowadziliśmy rozmowę z wychowankiem Górnika Wałbrzych i byłym trenerem biało-niebieskich, Andrzejem Adamkiem - od nowego sezonu asystentem Mihailo Uvalina w zespole mistrza Polski, Stelmecie Zielona Góra. Po raz kolejny w swojej karierze trener Adamek będzie miał okazję być członkiem zespołu występującego w Eurolidze.

 

Zapraszamy do lektury wywiadu!



Andrzej Adamek urodził się w 1972 roku w Wałbrzychu. Jest wychowankiem Górnika, z którym w 1995 roku zajął 4. miejsce w ekstraklasie. Rok później sięgnął po brąz z Polonią Przemyśl.  W latach 1999,2000 i 2002 zdobywał mistrzostwo Polski ze Śląskiem Wrocław, a w 2001 ponownie brąz - tym razem w barwach Prokomu Trefla Sopot. Adamek występował także w reprezentacji Polski.

 

Jako trener, Adamek był asystentem Veselina Maticia i Andreja Urlepa w reprezentacji Polski (2005-07). Dwukrotnie podejmował się pracy w Górniku Wałbrzych (2004-06 i 2009). W latach 2007 i 2008 dotarł ze Śląskiem do trzeciego miejsca w ekstraklasie. W 2009 roku zdobył srebrny medal mistrzostw Polski z Turowem Zgorzelec (jako asystent), natomiast w 2012 roku sięgnął po mistrzostwo Polski jako pierwszy trener Asseco Prokomu Gdynia.

 


Treningi w Górniku zaczynał Pan niedługo przed drugim mistrzostwem Polski Górnika Wałbrzych w 1988 roku. Jak Pan wspomina tamte mistrzostwo?

 

- Nikt nie stawiał wtedy na Górnika. Drużynę nazywano „panami z brzuszkami” ale w decydującej fazie sezonu wytrzymali presję. Pomimo zarzutów o nadwadze, aluzji co do wieku, Górnicy okazali się dobrze przygotowani fizycznie, kondycyjnie. Udowodnili, że w tamtym okresie byli najlepszą drużyną w Polsce.

 

Był Pan na tych finałowych meczach?

 

- Tak. Mistrzostwo z 1988 roku pamiętam doskonale. Byłem wtedy w hali wałbrzyskiego OSiR-u. Nie pamiętam za to pierwszego tytułu Górnika z 1982 roku, zdobywanego jeszcze w hali przy pl. Teatralnym.

 

Z koszykówką czynnie związany jest Pan od ponad 25 lat. Jak zmieniła się ta dyscyplina sportu przez te wszystkie lata?

 

- To jest ciekawa sprawa. Ciężko dostrzec te zmiany dopóki nie obejrzy się meczu sprzed lat. Wtedy dopiero można zauważyć jak ogromny progres poczyniła koszykówka, szczególnie jeśli idzie o atletyzm graczy i tempo gry.

 

Dziś koszykówka jest bardziej fizyczna?

 

- Zdecydowanie tak. Na boisku dopuszczalny jest dużo większy kontakt, pomimo, że przepisy mówią raczej na odwrót. Dużo bardziej fizyczna gra to ogromne wyzwanie dla sędziów. Dyscyplina sama w sobie ewoluuje, a wraz z nią ewoluować muszą sędziowie. Moim zdaniem to właśnie sędziowie mają w dzisiejszej koszykówce najtrudniejszą pracę do wykonania. Dlatego też przestrzegałbym przed stanowczym krytykowaniem podejmowanych przez nich decyzji.

 

Czy jest jakiś mecz rozegrany w barwach naszego klubu, który Pan pamięta do dziś? Jeśli tak, o jaki mecz chodzi i dlaczego zapadł w pamięć?

 

- Pamiętam mecz ze Śląskiem Wrocław u siebie. Było to bodajże za czasów Śnieżki Aspro Świebodzice (sezon 1994/95 – przyp. red.). Byłem wtedy w dobrej dyspozycji, ale szybko złapałem przewinienia, przez co musiałem usiąść na ławce. Grałem krótko, ciężko mi było przez to złapać rytm. Po powrocie do gry trafiłem chyba wszystkie pięć rzutów „za trzy”. Z tego co pamiętam, tamto spotkanie wygraliśmy, co uznaliśmy za wielki sukces. Tamten mecz utkwił mi w pamięci, bo wiązał się z późniejszym buntem w obozie wrocławian, rozczarowanych wynikiem spotkania. W naszym zespole bardzo dobre zawody rozegrał Arek Osuch.

 

W sezonie 2004/05 spełniał Pan rolę grającego trenera Górnika. Czy taki styl prowadzenia drużyny bardzo różni się od standardowej pracy szkoleniowca?

 

- Różni się bardzo. Nikomu nie polecam takiej roli. Drugi raz pewnie bym się tego zadania nie podjął. Prowadząc trening w roli zawodnika wiele rzeczy dostrzeganych przez trenera z boku umyka. Z drugiej strony, w niższych ligach, drugiej czy trzeciej, taki system pracy jest możliwy do zrealizowania w umówmy się bardziej rekreacyjnej formie. (Górnik grał w sezonie 2004/05 w I lidze – przyp. red.).


Sezon 2012/13 biało-niebiescy mieli fatalny. Przegrali pierwsze sześć meczów, kończąc sezon z bilansem 7-11. Co wg Pana było przyczyną tak słabego wyniku zespołu, który celował w II ligę?

 

- Wyniki Górnika śledziłem głównie za pośrednictwem rozmów telefonicznych z trenerem Chlebdą. Ciężko mi się ustosunkować do tej sytuacji, bo nie miałem okazji oglądać spotkań biało-niebieskich w ostatnim sezonie. Z tamtej drużyny kojarzę Sławomira Buczyniaka, którego miałem okazję oglądać jeszcze w barwach Zastalu Zielona Góra w I lidze, znam oczywiście także Bartka Józefowicza, Macieja Łabiaka czy Adriana Stochmiałka. Z czasów mojej pracy w Śląsku Wrocław pamiętam Łukasza Grzywę, ale jego z gry wyeliminowała wtedy kontuzja.

Połączenie dwóch klubów koszykarskich nigdy nie jest łatwe. Pojawia się problem „teamspirit”, „ducha drużyny”, którego buduje się naprawdę długo. Drużyna potrzebuje też czasu na odpowiednie przygotowanie do sezonu. Z tego co pamiętam, w momencie połączenia obu klubów, tego czasu nie było za wiele. W tym roku z resztą czasu na przygotowania także nie zostało już zbyt dużo.

 

Co wg Pana może być receptą na odniesienie sukcesu w II lub III lidze?

 

- Zdecydowanie stabilizacja. Stabilizacja rozumiana przez dokonywanie odpowiednio wcześnie ruchów transferowych czy przez zgranie zespołu. Moim zdaniem zespół w III lidze powinien być oparty na zdolnych wychowankach oraz innych perspektywicznych, młodych zawodnikach, wspartych dwójką, czy trójką doświadczonych miejscowych koszykarzy.

 

Jak Pan ocenia wybór nowego prezesa stowarzyszenia Górnik Wałbrzych 2010? Artur Wylandowski to postać w środowisku wałbrzyskiej koszykówki zupełnie nowa.

 

- Artur Wylandowski był związany ze sportem w Urzędzie Miasta, dlatego też ta sfera działań nie jest mu obca. Jest on absolutnym pasjonatem koszykówki. Jestem bardzo dobrej myśli. Trzymam kciuki za pana Wylandowskiego oraz za Górnika pod jego wodzą.Nie wolno nam zapominać absolutnie o tytanicznej pracy wykonanej przez ludzi z dotychczasowego zarządu klubu, dzięki którym przetrwało szkolenie młodzieży i koszykówka w szeroko pojętym tego słowa znaczeniu.

 

Dużo mówiło się o możliwości wykupienia przez Górnika „dzikiej karty” uprawniającej do gry w wyższej lidze. Kibice byli bardzo podzieleni w tej sprawie. Jakie jest Pana zdanie na ten temat? Miał Pan przecież okazję występować w sztucznym tworze jakim była Śnieżka Aspro Świebodzice w sezonie 1994/95.

 

- Nie było w ogóle tematu wykupu „dzikiej karty” przez Górnika Wałbrzych. To plotka dziennikarska. Doszło natomiast do rozmów z Polskim Związkiem Koszykówki, który wyszedł z inicjatywą zaproszenia Górnika do rozgrywek centralnych. Argumentował swoją ideę tym, że biało-niebiescy tak naprawdę nie spadli z I ligi (sezon 2010/11 – przyp. red.), ale zostali z niej wycofani przez kłopoty finansowe. Możliwość przywrócenia Górnika do rozgrywek I bądź II ligi byłaby realna pod względem chociażby posiadania odpowiedniej hali. A ten warunek już teraz spełniamy dysponując pięknym obiektem Aqua-Zdrój.

 

Nie widzę absolutnie żadnych przeciwwskazań by wałbrzyski zespół występował w I bądź II lidze. Wychodzę z założenia, że nasz klub nie spadł z I ligi w sposób sportowy, tylko został z niej wycofany z przyczyn nazwijmy to delikatnie mówiąc formalnych. Jeżeli PZKosz udostępniłby miejsce w rozgrywkach centralnych dla Górnika, powinniśmy z tego skorzystać. Sportowo jest to zarówno miastu, jak i dyscyplinie, bardzo potrzebne.

 

Co do samej Śnieżki Aspro Świebodzice – tak, była sztucznym tworem. W tamtej sytuacji jednak nie było wyboru. Utrzymanie zespołu na poziomie ekstraklasy było ściśle związane ze zmianą nazwy. Z drugiej strony, z tego co pamiętam, na każdym meczu był komplet publiczności, więc nie stanowiło to wtedy większego problemu. Myślę, że entuzjastów tego pomysłu było zdecydowanie więcej, niż jego przeciwników.

 

W młodzikach Górnika trenuje Pana syn, 13-letni Andrzej Jr. Gdyby miał Pan porównać koszykarsko siebie i syna w tym samym wieku, jakie znalazłby Pan podobieństwa i różnice?

 

- Różnice są olbrzymie głównie z tego względu, że ja zaczynałem swoją przygodę z koszykówką mając 14 lat. Mój syn na pierwszy trening poszedł już w wieku 10 lat. Od czasu moich początków wiele zmieniło się w samym systemie szkolenia. Nie stwarzam przed nim żadnej presji. Cieszę się, że syn garnie się do koszykówki. Co będzie dalej? Zobaczymy.

 

W sezonie 2012/13 pracował pan w Asseco Prokomie Gdynia z Mateuszem Nitsche, byłym koszykarzem Górnika (sezon 2010/11 – przyp. red.). Co Pan może o nim powiedzieć?

 

- Nitsche to bardzo solidny zawodnik i bardzo dobry człowiek. Sądzę, że był to odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Myślę też, że Mateusz byłby odpowiednim zawodnikiem w procesie odbudowy Górnika Wałbrzych, gdyby trzeba było sięgnąć po gracza nie związanego z Wałbrzychem.

 

Od nowego sezonu będzie Pan asystentem trenera Mihailo Uvalina w zespole mistrza Polski, Stelmecie Zielona Góra. Co na dzień dzisiejszy jest Pan w stanie powiedzieć o organizacji tego klubu? Czy zielonogórzanie będą dzielnie reprezentować nasz kraj w Eurolidze?

 

- Zespół z Zielonej Góry stoi na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym. Muszę docenić zaangażowanie ludzi związanych z zielonogórską koszykówką w to, by ich klub prezentował się jak najlepiej. Obecność Stelmetu w rozgrywkach Euroligi była dla mnie decydującym elementem w wyborze nowego miejsca pracy.

 

Ile było prawdy w plotkach prasowych, że miał Pan sprawować rolę prezesa Górnika z oddali, bo z Zielonej Góry?

 

- Totalna bzdura.

 

Pomimo tego, wkłada Pan swój czas w wałbrzyski klub.

 

- Tak. Na ile jestem w stanie, zawsze będę pomagać klubowi, w którym się wychowałem. Poza tym wszyscy wiemy, że Wałbrzych ma wspaniałe tradycje koszykarskie i zasługuje na dobrą drużynę. Jeżeli w jakiś sposób mogę pomóc w odbudowie koszykówki, to na pewno to zrobię.

 

Młodzi trenerzy tacy jak Pan często stają przed dylematem: być pierwszym trenerem w słabszym klubie czy asystentem w silniejszym. Co wg Pana jest bardziej korzystne dla indywidualnego rozwoju młodego szkoleniowca?

 

- Dla mnie osobiście dużo lepszym rozwiązaniem jest bycie asystentem w Eurolidze niż bycie pierwszym trenerem na niższym poziomie rozgrywek. Nie mam żadnego problemu z byciem asystentem. Przede wszystkim zależy mi na moim indywidualnym rozwoju. Kontakt z Euroligą daje możliwość zebrania olbrzymiego doświadczenia. To tam rodzi się mnóstwo nowinek taktycznych, które później docierają do niższych szczebli rozgrywek. Kto tego nie prześpi, jest zawsze o kilka kroków do przodu.

 

Ktoś kiedyś powiedział, że kariera zawodnicza jest krótka, trwa najwyżej kilkanaście lat. Potem, właściwie nawet do końca życia, można być trenerem. Myślę, że zdążę się jeszcze napracować.

 

Co Pan sądzi o naszej narodowej reprezentacji? We wrześniu na Słowenii zagramy w Mistrzostwach Europy.

 

- Miałem okazję niedawno podpatrywać przez 8 dni przygotowania naszej kadry do tych mistrzostw. Wybór trenera Dirka Bauermanna uważam za bardzo dobry. Dodając do tego bardzo duży potencjał powołanych koszykarzy, możemy pokusić się o najlepszy wynik od lat. Pomimo tego, że mamy trudną grupę (nasi w Celje zmierzą się z Gruzją, Słowenią, Hiszpanią, Chorwacją i Czechami – przyp. red.), jesteśmy w stanie z niej awansować. Potem może się już zdarzyć wszystko.

 

W wywiadzie dla portalu polskikosz.pl przyznał Pan, że podziwia trenera Chelsea, Jose Mourinho, bo potrafi on znaleźć inspirację dla swoich rozwiązań taktycznych w innych sportach. Czy Pan znalazł inspirację w innych dyscyplinach sportu? Jeżeli tak, to w jakich?

 

- Rzeczywiście, oglądając w akcji zespoły Jose Mourinho zauważyłem jak w iście koszykarskim stylu zacieśniają pole gry, co później przyznał w jednym z wywiadów sam Mourinho. Osobiście szukam jakiś nowostek, ale dotyczą one głównie różnorodności form treningu, czy budowaniu relacji między trenerem a drużyną. Tutaj niezrównanym autorytetem dla mnie jest Bogdan Wenta, były szkoleniowiec polskiej reprezentacji w piłce ręcznej mężczyzn, który potrafił stworzyć ze swojej drużyny monolit.

 


Rozmawiali Łukasz Nowakowski i Dominik Hołda

<-- Cofnij

Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
dodaj komentarz | Komentarze:
1 liga
2013.08.03 21:11:28
IP: 62.87.206.129

no to mamy 1 albo 2 lige.brawo prezydent--skuteczny w swym działaniu.nie będzie wykupienia dzikiej karty,ale będzie zaproszenie--a część zbuntowanych kibiców,którzy tak tu krzyczeli zamknie jadaki i zacznie walić w bębny--a czy karta czy zaproszenie to bedzie to samo--JA MECZU TRADYCYJNIE NIE OPUSZCZE!ciekawe jak "strajkowicze"?pozdrawiam - od dominika: Jadaki? Apeluję o trochę większą kulturę. Każdy ma prawo do swojego zdania na temat gry Górnika w wyższej lidze. Tym bardziej, że nie jest to sprawa prosta. Prawdziwi kibice zawsze na mecz przyjdą, nieważne która to będzie liga. Co do dopingu to zobaczymy, czas pokaże. Nie mi to oceniać.

dziobi2
2013.08.03 16:55:38
IP: 159.253.244.70
Bardzo mi się podoba podejście Trenera Adamka do tematu gry Górnika na wyższym Poziomie niż 3liga, jest szansa złożenia dobrej ekipy na tym poziomie zobaczymy co czas pokaże.
Grafika: StrzeliStudio / Html&css: adrian-pawlik.pl / hosting: www.hb.pl