gornik
     
Newsy

<-- Cofnij

Wywiad z Przemkiem Gierszewskim/ 2002-10-08 20:36:00 /
Gierszewski to nazwisko, które chyba najwięcej znaczy w historii koszykówki bydgoskiej: ojciec (Hilary), syn (Przemysław), a gdyby kibice przejrzeli składy Grup młodzieżowych to może znalazłby się jeszcze ktoś...Aktualny kapitan Asty poświęcił temu zespołowi już 15 sezonów na dwa tylko przenosząc się do lokalnego rywala Noteci Inowrocław. Każde wzloty i upadki klubu w ostatnim czasie - to wszystko było dane Przemkowi obserwować.

Popularny Kojot przyzwyczaił kibiców do siebie, tak że Ci którzy od lat przychodzą na Astorię nie wyobrażają sobie drużyny bez niego, jego trójek, ambitnej postawy w obronie i niepodważalnego autorytetu. 45 punktów w jednym meczu, 10 trójek w jednym spotkaniu, 8 x 3 w 20 minut - te osiągnięcia mówią same za siebie. Z Przemkiem rozmawialiśmy długo po środowym treningu 2 października. Były wspomnienia oraz rozważania na temat aktualnych problemów drużyny. Zahaczyliśmy też o PLK, a nawet NBA. Co z tego wynikło? Zapraszam do lektury!

Czy w sytuacji, w której Twoje nazwisko tak wiele znaczy w historii klubu a Ty sam poza epizodem z Notecią Inowrocław przez tyle lat bronisz barw „Asty”, wyobrażasz sobie teraz grę gdziekolwiek indziej niż w Astorii?

- Jestem tak zżyty z tym miastem i sympatycznymi kibicami, że cokolwiek teraz zmienić byłoby mi naprawdę ciężko, ale jeśliby znalazła się jakaś konkretna propozycja to na pewno tak chociażby tylko i wyłącznie, dlatego że traktowanie w klubie zawodnika, który oddał mu swoje serce i duszę, przeżył w nim 15 lat, był z nim w chwilach wzlotów i upadków, nie wygląda tak jakbym to sobie wyobrażał.

Można powiedzieć, że w tej chwili drużyna Astorii składa się z trzech obozów: „stara gwardia” reprezentowana przez Ciebie i Roberta Małeckiego, młodsi gracze związani od lat z „Astą” (np. Artur Gliszczyński czy Marcin Grocki) i tzw. armia zaciężna czyli piątka graczy sprowadzona przed tym sezonem. Czy udaje Wam się dogadywać na boisku, czy daje odczuć się ten podział czy już tworzycie jakąś zgraną grupę?

- Myślę, ze raczej żadne podziały nie będą wchodziły w rachubę. Nie będzie sytuacji, w której np. nie podam komuś dlatego, że jest z innego klubu lub go nie lubię. Wiadomo, że wśród grupy ludzi tworzą się pewne kontakty: ktoś z kimś lubi się bardziej z innym mniej, ale tego się nie uniknie to jest normalne, tak jest nawet w każdej fabryce. W czasie gry te różnice się po prostu zacierają. Myślę, że jakichkolwiek dużych podziałów tu na pewno nie będzie. My zawodnicy między sobą ich na pewno nie stworzymy. I oby kierownictwo drużyny ( i nie mam tu na myśli trenera, bo wiem, że dla niego liczy się tylko strona sportowa zawodnika i jego przydatność dla drużyny ) nas nie podzieliło, na jak to powiedziałeś „graczy związanych z Astorią od lat” i tzw. „armie zaciężną”, która jest, jak to z reguły bywa w znanych mi klubach, bardziej uprzywilejowana i lepiej traktowana, a tego zalążki zaczynam dostrzegać.

Przemysław Gierszewski słynie przede wszystkim z doskonałych „trójek”. Kibice zawsze czekają na to kiedy zaczniesz je „odpalać”. W dwóch pierwszych meczach ligowych było wręcz doskonałe jeśli chodzi o ten element gry: w pierwszym spotkaniu 60% skuteczności – w drugim aż 100%. Jak to jest: czy jesteś w tak doskonałej formie na początku tego sezonu czy po prostu w naszej grupie nie ma przeciwnika, który potrafiłby Cię zastopować?

:-) Nie, nie mówiłbym tak, że nie ma mnie kto zatrzymać. Zawsze jest na boisku oprócz czterech moich kolegów pięciu przeciwników, którzy starają się utrudnić nam życie. Jeśli rzuty te wychodzą, oddawane są z czystych pozycji, wynika to z wypracowania sytuacji w trakcie meczu. Jeśli jestem na czystej pozycji, to tak jak to bywa na treningach przeważnie się nie mylę. Nie odkryje tu Ameryki stwierdzając, że czym więcej pracuje się na treningu, i tam poprawia się skuteczność rzutów, to również w meczach jest ona lepsza. Nie staram się oddawać tych rzutów z jakiś wariackich pozycji, na siłę przez ręce na zasadzie „dajcie mi piłkę bo ja muszę rzucić” to po prostu wychodzi samo z sytuacji jakie są na boisku, no i może dlatego ta skuteczność jest po prostu taka duża.

Słyszałem taką opinię ostatnio, że w tym składzie ten „dream-team” jaki jest w Bydgoszczy jeśli nie awansuje powinien zostać karnie zdegradowany do niższej klasy. Czy świadomość, że obok siebie ma się tak dobrych zawodników, a jednocześnie składy przeciwników wyglądają tak a nie inaczej to pomaga czy następuje jednak jakaś utrata mobilizacji?

- Na pewno utrata mobilizacji nie następuje, ponieważ i sami to wiemy i trener mocno to podkreśla, że teraz po prostu każdy na nas się szykuje – „Astoria jest silna trzeba, więc pokazać, że nie aż tak jak wszyscy myślą. Łatwo skóry nie sprzedamy”. I dla tego we wszystkich meczach musimy się mocno skoncentrować i będzie to wyglądało jak z Polpakiem: do pewnego momentu spotkanie wyrównane, aż w końcu przyjdzie moment, że pękną i my wygramy, z jednym przeciwnikiem nastąpi to szybciej, a z drugim później, ale wierze, że to my zawsze wyjdziemy zwycięsko z tych pojedynków, ale samo to nie przyjdzie, trzeba to po prostu ciężko wypracować. Nie jest tak, że każdy nam się podłoży i odda pole. Dobry przykład był ostatnio w PLK, gdzie Śląsk wygrywając u siebie chyba ponad 40 punktami z Legią ledwo co wygrał po dogrywce w Stargardzie. Także taki sam układ może być tutaj. I nie uważam, że mecze w „Vikingu” czy Kwidzyniu , będą na zasadzie, że pojedziemy, „20 do przodu” i wrócimy przetruchtując te mecze. Tam trzeba będzie naprawdę bardzo, ale to bardzo mocno powalczyć. I tu ogromna prośba do kibiców, że w przypadku, gdy powinie nam się noga (chociaż tak naprawdę nie dopuszczam takiej myśli) od razu nie „wieszali na nas psów” tylko wybaczyli wypadek przy pracy i dalej byli z nami. Bardzo nam pomaga Wasz doping i wiara, że jesteście naszym szóstym zawodnikiem. Jednak duży wpływ na koncentrację i mobilizację przed meczową mają również sprawy poza sportowe i mam nadzieje, że w tym sezonie (w odróżnieniu do poprzednich) wszystko będzie ok. I dzięki naszym sponsorom, będziemy mogli w należyty sposób przygotowywać się do meczy.

W zeszłym sezonie trener Ziemiński, w tym Krutikow. Obydwie postacie charyzmatyczne, mają za sobą sukcesy. Adam Ziemiński nawet na początku ubiegłego sezonu prowadził jeden z najlepszych zespołów w Europie w koszykówce kobiet Lotos VBW Clima. Czym te postacie różnią się od siebie?

- Na pewno „głośnością”, że tak to określę. Treningi u trenera Krutikowa na pewno są pod większą presją. Jeśli coś nie jest po myśli trenera to zaraz jest się dosyć poważnie zganionym. Ale wiem, że te uwagi trenera wypowiadane, a właściwie bardzo często wykrzykiwane, mają na celu polepszenie naszej gry i tak je należy traktować. Jest też większy rygor. Wszystkie ćwiczenia wykonywane są w formie rywalizacji, drużyna przegrywająca robi pompki lub inne ćwiczenia. Po prostu tym się najbardziej różni prowadzenie treningu, jest się narażonym na większy stres, ale przecież tak jest na meczu. Intensywność treningów też jest trochę inna, ponieważ teraz ćwiczymy 2,5 godziny (2 godziny na sali, pół na siłowni) dwa razy dziennie,a wcześniej to było ok. 1,5 godziny.

Asta gra teraz jeszcze na hali na Królowej Jadwigi (Bardzo lubianej przez wszystkie zespoły, które do nas przyjeżdżają – dop. Przemek), jeszcze bodaj dwa lata temu końcówkę sezonu graliśmy w szkole podstawowej na Szwederowie a już niedługo przenosimy się do wielkiej hali na Babiej Wsi. Gdzie Tobie gra się najlepiej: w halach małych, wręcz hermetycznych jak ta na Szwederowie, w takich jak stara hala Asty czy może w takich gigantach na 6 tys. ludzi jak ma być już niedługo?

- Ja osobiście bardzo lubię grać na dużych halach. To jest tylko i wyłącznie kwestia własnych predyspozycji - jak potrafisz się dostosować do tak potężnego obiektu, gdzie nie ma oparcia wzrokowego na ścianie z tyłu, która jest za koszem. Po prostu wtedy inaczej ocenia się odległość do kosza. Pamiętam jak graliśmy w Poznaniu to pierwsze rzuty oddawane na Arenie to były niedoloty. Wszystko nie dotykało nawet obręczy, ale przebywanie podczas treningów na tym obiekcie powodowało, że wszystko wracało do normy. Ale wiadomo, że nasza kameralna hala (publiczność skupiona blisko) ma swój charakterystyczny klimat. Wszyscy koledzy z różnych drużyn z kraju, z którymi rozmawiałem podkreślają, że Astoria jest miła, sympatyczna, wszyscy tu lubią grać i wszystkim wszystko wychodzi :-)

Twój rekord w jednym meczu to 45 punktów w grudniu 92 roku i to było chyba w sytuacji, gdy nie byłeś jeszcze tak znanym zawodnikiem. Jak to odebrałeś po spotkaniu, pamiętasz?

- Pamiętam, że wtedy musiałem wejść w pierwszej piątce, trener desygnował mnie to gry, mimo, że wtedy byłem jeszcze zmiennikiem. Bodajże Mirek Kabała miał kontuzje wtedy i za niego w tej pierwszej piątce się znalazłem. I tak jakoś się zaczęło: jedna akcja, druga, trzecia...po kolei i zaczęli chłopacy mi pomagać widząc jak to wygląda. Nie byłem jednak wtedy do końca zadowolony bo przegraliśmy jednak z ówczesnym MOS Pruszków. Oni wchodzili do ligi i udało mi się zdobyć te punkty z ówczesnym liderem. Przyjechali do nas w sytuacji, gdy praktycznie awans mieli już zapewniony, my graliśmy praktycznie o nic ponieważ w tym czasie utrzymywaliśmy się w środku tabeli. Zadowolenie więc z tak dużej ilości punktów nie mogło być pełne , no ale odebrałem naprawdę dużo gratulacji od trenerów, zawodników drużyny przeciwnej, a także znajomych i przyjaciół, także naprawdę cieszyłem się z tego i chciałbym to jeszcze kiedyś powtórzyć. Może się to uda na nowej hali :-)

Myślę, że kibice też by sobie i Tobie tego życzyli. Przed chwilą pojawiło się w rozmowie nazwisko Mirka Kabały. Którego z zawodników, z którymi grałeś przez te wszystkie lata wspominasz jako największą osobowość koszykarską?

- Będąc w Bydgoszczy najwięcej właśnie zyskałem na grze przy Mirku Kabale. I potem jeszcze w Noteci z nim trenowałem i to był zawsze taki klasyczny rozgrywający, którego nam (w Polsce,w Kadrze) teraz brakuje. Jego nie interesowały własne osiągnięcia tylko zespół. Miał bardzo dobry przegląd sytuacji, podanie i jeżeli był centymetr wolnego miejsca i mogła tam przejść piłka to on ją podawał, a zawodnik, do którego była adresowana łapał ją i zdobywał punkty. Znamy go również oczywiście z bardzo dobrych rzutów za 3 punkty w Nobilesie, gdzie wygrał im parę ładnych spotkań w pucharach i lidze. W szczytowej formie był rewelacyjny. I z tych, z którymi grałem najwięcej dało się „wyciągnąć” właśnie od Mirka, a z ostatniego czasu to bardzo dobrze mi się współpracowało ze Sławkiem Nowakiem. U niego zobaczyłem cechy te które spowodowały, że zaszedłem tak daleko, pracowitość, zaangażowanie na treningach, tak jakby każdy był meczem o najwyższą stawkę. I te wspólne cechy sprawiły, że jesteśmy przyjaciółmi do dnia dzisiejszego.

Koniec Części 1, a w Części 2: nie tylko o koszu, a jak o koszu to również o tym za oceanem i o tym w Internecie – polecamy!

Wywiad przeprowadził Marek Szczutkowski
www.astoria.e-basket.pl

<-- Cofnij

Publikowane na tym serwisie komentarze są tylko i wyłącznie osobistymi opiniami użytkowników. Serwis nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich treść. Użytkownik jest świadomy, iż w komentarzach nie może znaleźć się treść zabroniona przez prawo.
dodaj komentarz | Komentarze:
molo
2002.10.16 22:53:00
IP: 195.117.68.1
CZeść Przemo gratulacje za 45 oczek i wygranej z Basketem mam nadzieje że zagram jeszcze kiedyś z takim dobrym snajperem pozdrowienia dla chłopaków oby tak dalej trzymajcie formę
NOVAKO
2002.10.13 22:06:00
IP: 217.97.11.146
Dzięki KOJOCIK za miłe słowa w moim kierunku.Zyczę Ci powtórzenia tego wspaniałego wyniku (45 oczek)i mam nadzieję,że kiedyś jeszcze zagramy w jednym teamie na parkietach ekstraklasy!!!
Grafika: StrzeliStudio / Html&css: adrian-pawlik.pl / hosting: www.hb.pl